Atlas etnograficzny – Warmia – Zima
Okres zimowy (miesiące grudzień, styczeń i luty) to czas, kiedy ludzie na wsiach częściej przebywali w swoich domostwach, opuszczając je jedynie z konieczności, aby nakarmić zwierzęta gospodarskie, zaopatrzyć się w wodę czy opał, udać się do kościoła. W tym okresie wszelkie prace polowe powinny być już zakończone, aby ziemia mogła odpocząć. Mroźną aurę, skrócone dni oraz długie wieczory odczytywano jako czas graniczny, symboliczne zakończenie, wyczerpanie się życia ziemskiego. Następstwem tego była wiara we wzmożone działanie mocy nieprzychylnych człowiekowi, mogących zaszkodzić zarówno w domostwie, jak i całym gospodarstwie. Dla naszych pogańskich przodków, moment zimowego przesilenia oznaczał okres wróżb, przepowiedni, tajemniczych dociekań o przyszłości. Wraz z rozpowszechnianiem się chrześcijaństwa, na czas ten nałożyło się jedno z najważniejszych świąt – Boże Narodzenie. Jego przyjście poprzedzał Adwent. Na świętowanie na Warmii składają się tradycje nie tylko rodzime, charakterystyczne dla tego regionu, ale także te przywiezione przez osiedleńców z Wileńszczyzny, południowego wschodu Polski (w znacznej mierze narodowości ukraińskiej), tak zwanej Polski centralnej, czy Pomorza.
Adwent
Biorący swą nazwę od łacińskiego adventus – ‘przyjście’, czterotygodniowy post, oznaczał czas przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia, na Warmii nazywanych Godami. Widzialnym znakiem tego czasu był świerkowy wieniec adwentowy z 4 świeczkami – każda z nich oznaczała jedną niedzielę postu. W domach cichła muzyka, obowiązywał zakaz urządzania hucznych zabaw. Życie towarzyskie wprawdzie zmieniało swój charakter na bardziej stonowany i spokojny, jednak nie zamierało. Wieczorami spotykano się, aby grać w karty (Czarny Piotruś), warcaby. Kobiety robiły na drutach swetry czy zoki, jak po warmińsku nazywano skarpety. Częstowano się kawą i przyrządzano kuchy, czyli ciasta, wypieki. Z terenów obecnej Białorusi na Warmię przywędrował dziś już zapomniany zwyczaj urządzania tak zwanych wieczorków.
No tam to przeważnie wieczorami, to takie organizowali wieczorki. Schodziły się kobiety i taki, i na drutach swetry, to przędli, wełnę czy tam len. Też jeszcze taki poczęstunek organizowali pyszny, ale schodziły się kobiety, ziemniaki tarkowały, dużo, i piekły takie babki te, takie kartoflane, nie? I to, tak jak u nas był duży piec – bo też przeważnie u nas to się odbywało – 6 blachów babek, to piekło się, a w tym czasie oni śpiewali, przędli, robili, opowiadali bajki, nieraz takie straszne tam, jakieś straszydła, no i że tam jakieś ogniki po łąkach chodzą, albo duchy, nie? O duchach. No ja jeszcze byłam mała, to się bałam, nie? Potem mi się śniły w nocy. No a potem, jak te babki się upiekły, kroili to, jedli, kółka [kołowrotki – przyp. badacza] w kąt, roboty też, i brat grał i tańcowało wszystko, nawet na bosaka. [Krystyna Biedruń, Krokowo, 2015]
Inne tradycje adwentowe przywieziono ze sobą z Kurpiów:
Potem już znowu adwent, to tam nawet żeby żadnej pioseneczki nie wolno zanucić, bo już jak jest post, to jest post. No, nie zanucił dzieciak – ja ci tu zaraz, bedziesz tu kuranty wycinać? A do pacierza! [ Kazimiera Śniarowska, Praslity, 2015]
Przygotowywano również ozdoby choinkowe – tym najczęściej zajmowały się dzieci, z pomocą mamy lub babci (na którą na Warmii mówiono óma). Wykonywano łańcuchy ze słomy żytniej i harmonijek z bibuły, a także papierowe „jeżyki”, które powstawały z kilku ponacinanych kółek. Nacięcia następnie zawijano i zlepiano, tworząc rożki przypominające kolec jeża. Wycinano także serduszka – koszyczki, do których wkładano coś słodkiego. Jeśli gospodarze mogli sobie na to pozwolić – zakupywali gotowe, papierowe głowy aniołków, które przyklejano do przygotowanych uprzednio papierowych korpusów i sukienek z bibuły. Na choince wieszano również jabłuszka, a także pieczone uprzednio pierniczki. Już przed wojną można było również zakupić w sklepach szklane bombki.
Wielu informatorów wspomina, iż sytuacja wyglądała odmiennie podczas wojny – często na choince nie było żadnych ozdób, lub jedynie kilka.
Jeśli kościół znajdował się blisko – we wsi lub kilka kilometrów od niej – uczęszczano na codzienne, poranne msze zwane roratami (od łacińskiego rorat –‘rosa pada’, „Rorate coeli desuper”, dosłownie Spuśćcie rosę, niebiosa z góry – pierwsze słowa introitu mszy roratniej). Dzieci już w drodze do kościoła niosły ze sobą zapalone lampiony, a w nich świece zwane roratkami.
W czasie adwentu warmińskie wsie odwiedzał schemmelreiter.
Ale oni chodzili, schemmelreiter, czasem przed Bożym Narodzeniem. Tak, w czasie adwentu to oni chodzili, schemmelreiter. To oni miały takie zrobiony, taki biały koń, i ten biskup na – taka niby ten biskup taki tam na tym koniu. Śpiewali też kolędy, no i czasem to poszli do garnka, podnieśli, jakby te ręce pełne tego i później poszli do dzieci – ale ładna jesteś!
[Łucja Motzki, Dobre Miasto, 2015]
Wigilia Bożego Narodzenia
Dzień wigilii Bożego Narodzenia, przypadający na 24 grudnia, był zawsze dniem pełnym pracy, przygotowań do Godów. Gospodynie zajmowały się potrawami wigilijnymi oraz świątecznymi, gospodarze szykowali pokarm dla zwierząt, chłopcy przynosili do domu drewno i wodę, tak aby w czasie fejrowania (świętowania) wykonywać jedynie niezbędne czynności, jak dojenie krów czy karmienie inwentarza.
Zajęciem gospodarza było również przyniesienie z lasu choinki, dzieci natomiast ozdabiały drzewko najpierw świeczkami, a następnie przygotowanymi uprzednio ozdobami.
Do zakończenia drugiej wojny światowej, na Warmii kolacja była skromna, nie składała się z 12 dań. Jedzono rybę smażoną, śledzie lub chleb z serem, popijając zbożową kawą z mlekiem.
W niektórych domach na kolację przyrządzano pieczoną gęś z czerwoną kapustą (tradycja mazurska).
Opłatek
Zwyczaj dzielenia się opłatkiem przywędrował na Warmię dopiero po zakończeniu drugiej wojny światowej, wraz z ludnością napływową. Nie tylko dzielono się nim, ale także robiono ozdoby choinkowe, tak zwane światy.
Do domów przynoszono także opłatek kolorowy – czerwony bądź różowy przeznaczony był dla bydła. Po wieczerzy wigilijnej, bądź w tak zwane Pierwsze Święto (Boże Narodzenie) godpodarz udawał się do obory, owijał opłatek w wiązkę siana i częstował nim zwierzęta gospodarskie.
Pasterka
Po kolacji wigilijnej urządzano kąpiel – najpierw korzystały z niej dzieci, następnie dorośli. Pozostałą po kąpieli wodą zmywano podłogę, a następnie wylewano pomyje poza obręb gospodarstwa.
Na pasterkę udawali się przeważnie jedynie dorośli. Jeśli kościół znajdował się daleko, dla towarzystwa oraz w obawie przed wilkami zbierano się w większe grupy i wspólnie udawano do kościoła. Jeśli ktoś nie brał udziału w pasterce, wybierał się na pierwszą mszę poranną. Wówczas wyjście do kościoła było jedynym, na jakie pozwalano sobie w dniu Bożego Narodzenia.
Prezenty
Charakter dawnych podarunków był dużo bardziej skromny, niż dziś. Na talerzach, ustawianych w wieczór wigilijny pod choinką, rano pojawiały się jabłka, orzechy włoskie, czasem cukierki, kawałek czekolady lub piernika, czyli pfeferkucha.
Zabawek w sklepach przeważnie nie kupowano, gdyż rzadko kiedy pozwalały na to domowe finanse. Częściej wykonywano samodzielnie zabawki z drewna czy szmatek. Otrzymanie rózgi – gdyż i te się pojawiały – nie kończyło się jedynie na jej posiadaniu. Należało przekazać ją ojcu, który następnie wymierzał nią karę.
Wróżby
Czas wigilii i Godnich Świąt uważano za doskonały moment do przepowiadania przyszłości – gospodynie i gospodarze wróżyli pogodę na przyszły rok, powodzenie plonów oraz zdrowie zwierząt gospodarskich. Młode dziewczęta pragnęły poznać swego przyszłego małżonka, oraz przybliżony czas zamążpójścia.
Święte Wieczory
Okres od Bożego Narodzenia do Święta Trzech Króli nazywano dwanostkami (również dwunastki, świeczki). Dla kobiet był to czas odpoczynku od wielu prac domowych, natomiast dla mężczyzn – czas prowadzenia obserwacji meteorologicznych. Na podstawie spisywanych skrupulatnie zjawisk pogodowych z kolejnych 12 dni (poczynając od Bożego Narodzenia), starano się określić, jakiej pogody można się spodziewać w każdym z nadchodzących 12 miesięcy.
Wierzono, iż jest to okres wzmożonej aktywności dusz zmarłych, ich obecności pośród żywych. Aby zapobiec ich zatrzymaniu w chacie czy obejściu, gospodynie porzucały na czas dwanostek przędzenie, tkanie, szycie, a nawet pranie. Unikano również rąbania drewna w obawie, iż siekiera czy odskakujące od niej polano może urazić, zranić przebywającą w pobliżu duszę.
Kolędowanie
Według wielu przekazów, wspomniany wyżej szemel odwiedzał domy – wraz z orszakiem sług – także pomiędzy Godami a Świętem Trzech Króli. W przebraniu białego konia, przychodził do domu w asyście anioła, diabła, śmierci, starej kobiety, kominiarza, czasem kozła lub niedźwiedzia. Cały orszak, po wtargnięciu do izby, starał się narobić jak najwięcej szkód, strasząc przy tym przerażone dzieci i odpytując je z pacierza, smarując panny sadzą, wywracając sprzęty gospodarskie. Jedynym sposobem na pozbycie się psotników było poczęstowanie ich kuchem, włożenie do koszyka wędlin, kiełbas, jajek. Nie wolno było natomiast darować pieniędzy.
Nowy Rok
W noc sylwestrową młodzi chłopcy pozwalali sobie na liczne psoty, żarty, które przysparzały wielu kłopotów gospodarzom. Blokowano drzwi tak, aby uniemożliwić wyjście z domu. Wozy wyprowadzano daleko w pole, bądź też wciągano na dachy domów. Związywano wrota, lub zdejmowano je, również wynosząc w pole bądź chowając za stodołą. Okna malowano trudnymi do usunięcia substancjami – sadzą, farbą, krwią. Mogło również stać się tak, iż cały dym z rozpalanego w piecu ognia, zamiast wydostawać się kominem – lądował w izbie.
Tak było, rez tylko, to postawili pod taki niski domek, poszli na dach – bo tam było słome, szkło położyli na komin i zaczęli w piecu palić, a tu pełno dymu i nic. Później to jeszcze ktoś przyszedł i mówi „jak pani pół litra postawi, to ja zaraz pójdę i będzie wszystko dobrze”. No i on mówi już, niech dajma tego pół litra i żebyśmy tylko miały. Poszedł na strych – jak u nas bo, tam była taka wędzarna i ten komin aż do góry. Wziął i rzucił coś, te szkło się pobiło. I się paliło.
Informatorzy:
Krystyna Biedruń, Krokowo, 2015
Alina i Hubert Konrad, Kiersztanowo, 2015
Łucja Motzki, imię zakonne Hildegarda, Dobre Miasto, 2015
Kazimiera Śniarowska, Praslity, 2015
Bibliografia:
Brückner Aleksander, Słownik etymologiczny języka polskiego, Warszawa 1985.
Cyfus Edward, Moja Warmia, Dąbrówno 2012.
Szyfer Anna, Zwyczaje, obrzędy i wierzenia Mazurów i Warmiaków, Olsztyn 1975.
Zadrożyńska Anna, Powtarzać czas początku, T. 1-2, Warszawa 1985.